Pułk specjalny odpowiedzialny za transport najważniejszych osób w państwie jest w opłakanym stanie. Większość samolotów stoi na kołkach, a najbardziej doświadczeni piloci odeszli ze służby. Ich następcy byli szkoleni na chybcika, w tzw. trybie alarmowym.
Raport, do którego dotarł "Super Express", powstał na najwyższym szczeblu dowództwa sił powietrznych. Nie może dziwić, że po katastrofie smoleńskiej wiele miejsca zajął w nim opis dramatycznej sytuacji w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego.
Katastrofa musiała się wydarzyć - mamy coraz mniej pilotów
Z elitarnego pułku odpowiedzialnego za przewóz najważniejszych osób w państwie tylko w latach 2008-2009 odeszło 12 doświadczonych pilotów. Wśród nich znaleźli się jedyni dowódcy załóg samolotów Tu-154M - płk Tomasz Pietrzak i ppłk Janusz Macieszczuk. W okresie wypowiedzenia szkolili swoich następców, jak określono w raporcie - "w trybie alarmowym".
Przeczytaj koniecznie: Rosjanie będą podsłuchiwać prezydenta?
Braki kadrowe to niejedyny problem 36. Pułku, który mógł przyczynić się do tragedii smoleńskiej. Przeciętny wiek samolotów wykorzystywanych przez odpowiadającą za bezpieczeństwo transportu VIP-ów elitarną jednostkę wynosi obecnie 19,5 roku. Śmigłowce są jeszcze bardziej leciwe. Ich średni wiek wynosi 23 lata. Stan techniczny wszystkich tzw. statków powietrznych jest opłakany.
Dwudziestoletnie samoloty - na 20 latać może 5, reszta zepsuta
W połowie maja, a więc ponad miesiąc od tragedii w Smoleńsku, na 20 samolotów i śmigłowców 36. Pułku tylko 5 (!) maszyn nadawało się do lotów. Były to dwa jaki 40, 1 samolot An-28 Bryza oraz po jednym śmigłowcu Mi-8 i W-3 Sokół. Pozostałe trzy były w remoncie, dwa w reklamacji, w pięciu usuwano bieżące niesprawności oraz oczekiwano na części zamienne, pięć kolejnych było na tzw. obsługach okresowych.
Jak napisał autor raportu, taka sytuacja w 36. Pułku trwa od lat i niestety była znana kierownictwu MON. Już 28 marca 2008 r., a więc na dwa lata przed tragedią w Smoleńsku, dowództwo sił powietrznych skierowało w tej sprawie za pośrednictwem MON alarmistycznie brzmiące pismo do premiera Donalda Tuska. Rząd, a zwłaszcza resort obrony do tragedii w Smoleńsku nic nie zrobiły w tej sprawie.
Patrz też: Ważne rosyjskie akta w sprawie Smoleńska trafiły do Polski
Udało nam się dotrzeć także do pełnego tekstu raportu zawierającego ustalenia i wnioski ostatniej wojskowej 52. Konferencji Bezpieczeństwa Lotów, która odbyła się 16 marca br. Część jego zapisów ujawnili pod koniec sierpnia reporterzy RMF. Dokument został sporządzony przez płk. Mirosława Grochowskiego, szefa inspektoratu ds. bezpieczeństwa lotów MON. Czytam w nim m.in. "Stan bezpieczeństwa lotów w lotnictwie Sił Zbrojnych RP w 2009 r. uległ znacznemu pogorszeniu i jest na najniższym od 2001 r. poziomie ( ...)".
Przypomnijmy, że ten raport wysłano 9 kwietnia - dzień przez tragedią smoleńską. Generał Franciszek Gągor, do którego był adresowany, nie przeczytał tego dokumentu. 10 kwietnia razem z 95 innymi osobami zginął na pokładzie tupolewa 154M nr 101 należącego do sił powietrznych.
W raporcie z 9 kwietnia wymieniono główne przyczyny tego przerażającego stanu rzeczy: utrzymujące się od lat niedofinansowanie sił powietrznych, obniżenie poziomu wyszkolenia wojskowego personelu latającego na wszystkich szczeblach, trwający od lat odpływ z wojska doświadczonych instruktorów, zbyt małą liczbę godzin szkolenia i treningu pilotów czy trwające od lat zjawisko niepełnej realizacji planowanych lotów szkoleniowych według przyrządów w trudnych warunkach atmosferycznych.
10 kwietnia załoga Tu-154M lądowała w Smoleńsku właśnie według przyrządów .